Kilka
miesięcy wcześniej…
- Otwórzcie podręczniki na stronie 189 – oznajmił znudzony głos profesora – I przeczytajcie… - Devin przestał słuchać. Tę książkę i inne miał w małym paluszku. Wystarczyło, że przeczytał coś raz i nie potrafił tego zapomnieć. Nie wiedział, jak to jest możliwe, ale raczej się tym nie interesował.
Było słoneczne
przedpołudnie. Zero chmur, zero wiatru. Zbliżały się dwa sabaty bez nauki w
Akademii. Dla wielu zbawienie i ulga, jednak Devin Yaarhe nie był zadowolony.
Większość jego znajomych wyjedzie do rodzin – a raczej duża większość… On
natomiast zostanie sam. No prawie… Jego rodzice nie mieszkają w Imperium, a w
zasadzie nikt nie wie gdzie się znajdują. Dev był pewien, że są gdzieś poza
granicami, ale też zbytnio nad tym nie rozmyślał.
Oparł
podbródek o rękę i spoglądał za okno. Miał widok na mały akademicki park. Było
to dosłownie kilka ławek, parę większych drzew, które dawały zbawienny cień w
czasie upałów, oraz szklane kule wielkości dużej piłki, unoszące się nad
ziemią. Gdy zapadał zmrok pojawiały się w nich świetlne kule, wytwarzane za
pomocą magii. Parę osób siedziało właśnie na ławkach lub kocach – jedni coś
czytali, drudzy rozmawiali z przyjaciółmi, a trzeci próbowali złapać, jak
najwięcej promieni słonecznych i nabrać koloru. Zwyczajny upalny dzień, ale to
również nie była rzecz, nad którą myślał czarnowłosy chłopak.
Rozejrzał
się po klasie. Był najstarszym studentem. Miał jedynie czterech znajomych z
tego samego roku, jednak nie umiał się z nimi dogadać. Reszta jego klasy była
rok młodsza. Wszyscy z uwagą słuchali profesora Conroy’a, który był najlepszym
towarzyszem do rozmowy po zajęciach. Devin przyzwyczaił się do młodszych
kolegów i koleżanek. Jego rocznik był bardzo niezwykły, ponieważ tylko pięcioro
dzieci – i to tylko chłopców – okazało jakiekolwiek predyspozycje magiczne.
Koleją rzeczy było więc to, aby dołączyć ich do innej klasy. Nikt nie wiedział,
dlaczego urodziło się tak mało „magicznych dzieci” i Devin również się nad tym
nie zastanawiał.
Ponownie
spojrzał za okno. Jedyną rzeczą, która przykuwała jego uwagę było bezchmurne
niebo nad Salvine. Miało barwę tak piękną, tak błękitną, jak… Oczy Riki – pomyślał sam nie wiedząc,
dlaczego przyszło mu do głowy takie porównanie. Blondynka była jego najlepszą
przyjaciółką. Znali się odkąd pamiętał i zawsze mógł na nią liczyć, jednak… Od
jakiegoś czasu myślał o niej inaczej. Zwracał większą uwagę na jej ubiór, na
zmierzwione, złote włosy, które dodawały jej uroku, na jej różowe, pełne wargi
i kilka razy przyłapał się na myśleniu, aby je pocałować.
Wodził
teraz wzrokiem po pomieszczeniu, w poszukiwaniu przyjaciółki. Zawsze siadała w
innym miejscu, doprowadzając go do szału, bo nigdy nie mógł jej znaleźć. Było
ich ponad sto osób, więc był zmuszony się trochę porozglądać. W końcu się mu
udało.
Siedziała
po jego lewej stronie, dokładnie rząd niżej. Była oparta plecami o krzesło, a
ręce trzymała splecione na brzuchu. Widział, że dziewczyna również nie skupia
się na lekcji. Miała na sobie szarą koszulkę z długimi rękawami i postrzępione
jeansy. Na sportowo, ale taki był jej styl. Nie znosiła spódnic, sukienek,
butów na obcasie i nadmiernego strojenia się. Natomiast uwielbiała biżuterię.
Całą prawą dłoń miała obwieszoną różnego typu srebrnymi łańcuszkami i
obręczami.
-
Devin? – z zamyślenia wyrwał go głos profesora – Coś się stało?
-
Nie, panie profesorze. Wszystko w porządku – rzucił okiem na Rikę, która
właśnie uśmiechała się do niego, a bardziej możliwe jest to, że się z niego
śmiała.
-
W takim razie opowiedz, co przeczytałeś w trzynastym rozdziale – Conroy oparł
się o biurko i włożył ręce do kieszeni.
Odchrząknął.
-
Dobrze. Są różne rodzaje magii – zaczął wypowiedź – Jedna jest biała, druga
czarna. Inna uzdrowicielska, druga zniszczenia. Jeszcze inna podstawowa i
zaawansowana. Każdy, u którego wykryto magiczny potencjał jest zdolny do
używania wszystkich rodzajów, jednak… Nie powinniśmy tego robić, ponieważ
możemy uczynić wiele złego – przełknął ślinę, aby móc dalej kontynuować – Do każdego
rodzaju mag potrzebuje odpowiedniej ilości energii, którą może zdobyć za pomocą
błękitnego eliksiru lub pobierając ją z odpowiedniego miejsca. Są też inne,
mniej legalne sposoby, o których…
-
Tak, Devin. Siadaj – profesor przerwał mu, podniósł się i zaczął krążyć po
podwyższeniu – Jak można rozpoznać takie miejsce? Bo przecież wiemy, że magia
nie znajduje się wszędzie – zamilkł, jak i cała klasa. Dev też nie wiedział.
Nie było o tym w żadnej książce, którą czytał – No proszę! Nikt nie wie –
zaśmiał się profesor i potarł ręce – Nie martwcie się – macie prawo nie
wiedzieć. Słuchajcie: magia jest wyczuwalna. Oczywiście nie dla wszystkich, ale
dla nas, magów, owszem. Najczęściej są to drgania powietrza lub podłoża, ale
każdy może odczuwać ją inaczej. Nie ma określonych symptomów, po prostu z
pewnością poznacie, że to jest to miejsce…
Młody
mag znowu przestał zwracać uwagę na wykładowcę. Ponownie zaczął przyglądać się
przyjaciółce i zastanawiać się, dlaczego uważa, że jest piękna i inteligentna,
i zabawna, i że ją naprawdę bardzo lubi, skoro wcześniej traktował ją, jak
młodszą siostrę. Jednak im dłużej o tym myślał, to tym bardziej bał się reakcji
dziewczyny, gdyby jej powiedział. Jej zachowanie nie wyrażało żadnego
zainteresowania jego osobą, w tym miłosnym znaczeniu.
W
tym momencie głos, dobiegający znikąd, ogłosił, że nadszedł czas przerwy. W
klasie słychać było tylko szum chowanych podręczników i rozpoczynających się
rozmów, jednak profesor Conroy zdołał jeszcze coś powiedzieć.
-
Jutro wybierzemy się na wycieczkę, więc ubierzcie się w wygodne ubrania, a
także zero butów na obcasie, ponieważ może czekać nas wyprawa przez błoto. Aha,
jeszcze jedno – Rika i Devin – chłopak przestał się pakować i spojrzał na
nauczyciela – Zostańcie jeszcze chwilę. Muszę z wami porozmawiać.
Nastoaltek
przerzucił torbę przez ramię i zaczął schodzić po stopniach. Rika dogoniła go,
a z racji tego, że siedzieli w najwyższych rzędach mieli krótką chwilę, aby
porozmawiać.
-
Wiesz o co może chodzić? – szepnęła dziewczyna.
-
Nie mam pojęcia. Jestem strasznie ciekaw – wzruszył ramionami.
Akurat
w tym momencie doszli do biurka profesora. Salę opuszczali już ostatni uczniowie,
którzy z zaciekawieniem spoglądali w ich stronę, chcąc usłyszeć choć część
wiadomości od wykładowcy. Jednak Conroy czekał cierpliwie, aż wszyscy wyjdą.
Dopiero wtenczas zabrał głos.
-
Dobrze wiecie, że jesteście moimi najlepszymi uczniami – zrobił krótką pauzę, a
dwójka nastolatków przytaknęła, zachowując poważne miny – Jesteście najlepsi w
kwestii teoretycznej, a także praktycznej. A maga tak mocnego, jak ty – zwrócił
się do czarnowłosego – nie spotkałem odkąd uczę w Akademii, a minęło już wiele latowieków.
-
Do czego profesor zmierza? – zapytała Rika i zmarszczyła brwi. Była dość
niecierpliwa.
-
Pewnie słyszeliście w RadioMagic, od znajomych, czy z telewizji, że elfy
chorują. Wszyscy najlepsi magowie porzucili swoje projekty i szukają lekarstwa,
jednak do tej pory nic nie znaleźli. Nikt nigdy nie widział czegoś takiego. Żadne
pamiętniki, dzienniki, czy gazety, nawet sprzed ośmiuset latowieków, nie mają
ani jednej wzmianki na temat tej śmiertelnej choroby. Tak, elfy umierają. Ich
organizmy są niszczone od środka. Żyją w strasznym bólu i mogłoby się wydawać,
że śmierć jest ich wybawieniem – przerwał, aby dokładnie przemyśleli i
zrozumieli zaistniałą sytuację. Po chwili przytaknęli, pozwalając, aby mówił
dalej – Jednak jest jeszcze nadzieja… Znalazłem pewną przepowiednię w dzienniku
mojej babki. Gdzieś na północy, w Górach Wysokich, znajduje się jaskinia.
Oczywiście jaskinia magiczna, która ukrywa przedmiot mogący stworzyć lekarstwo
dla elfów.
-
No… Dobrze, ale co to ma wspólnego z nami? – Devin wyprzedził dziewczynę, która
chciała zadać to samo pytanie.
-
Przepowiednia mówi, że muszą to być nastolatkowe, których coś łączy, a z tego
co wiem, to się przyjaźnicie. Poza tym mają być najlepsi ze swoich rówieśników,
a także posiadać wrodzony talent do magii.
-
I profesor uważa, że chodzi o nas? O mnie i Devina? – zapytała Rika, nie kryjąc
niedowierzania i przerażenia.
Devin
przełknął ślinę, a jego ręka przetarła oczy i powędrowała w dół twarzy,
zatrzymując się na podbródku. Chłopak nie mógł uwierzyć w to, co się właśnie
dowiedział. Przecież był zwykłym nastolatkiem, bez rodziców, utrzymywał się
sam, miał jedną przyjaciółkę i całe swoje życie poświęcił nauce. Nigdy by nie
pomyślał, że jest Wybrańcem… Odwrócił się w stronę Riki i popatrzył w jej
błękitne oczy, które go uspokoiły. Widać w nich było przerażenie, ale także
chęć podjęcia się tego zadania. Stwierdził, że musi grać pewnego siebie, aby
zaimponować przyjaciółce.
-
Profesorze… Chciałbym zobaczyć ten dziennik, przepowiednię. I chciałbym wiedzieć,
czego pan od nas oczekuje – Chłopak odważnie patrzył magowi prosto w oczy.
-
Przyjdźcie wieczorem, po kolacji, do mojego apartamentu. Wtedy wszystko wam
wytłumaczę i pokażę. Macie jeszcze parę godzin, aby to wszystko przemyśleć. Nie
namawiam was do niczego, jednak jest to nasza jedyna szansa. Dobra, idźcie już.
Mam mnóstwo testów do sprawdzenia.
Kiwnęli
głowami i skierowali się do wyjścia. Na stołówkę szli w milczeniu. Każde
pogrążone we własnych myślach. Nie przeszkadzali im nawet dużo młodsi
uczniowie, którzy biegali po parku i korytarzach, krzycząc i denerwując innych.
Usiedli przy stoliku naprzeciwko siebie. Łyżki lądowały w zupie, ale nie
trafiały do ust. To samo było z drugim daniem. Obydwoje stracili apetyt.
-
Jakoś nie mogę w to uwierzyć… - powiedziała Rika, i pierwszy raz odkąd
usłyszeli te dziwne wieści, podniosła wzrok na przyjaciela – Przecież… Jakie
jest prawdopodobieństwo, że chodzi właśnie o nas? W całym Imperium może być
mnóstwo utalentowanych nastolatków, którzy są przyjaciółmi, a może nawet parą –
Devin starał się nie dać po sobie poznać, że właśnie, przed paroma minutami,
myślał nad tym, czy oni sami nie mogliby ze sobą być – Dlaczego akurat my?
-
Z tego, co zrozumiałem to tylko nasz profesor wie o przepowiedni. Może właśnie
to jest powód? – Devin wzruszył ramionami.
-
Przecież jest RadioMagic! Mógł podzielić się tą informacją z innymi! Ja… Ja nie
wiem, czy sobie poradzę. Przecież są inni… Z jednej strony cały czas mam wrażenie,
że to jeden wielki żart, ale z drugiej…
-
Chciałabyś przeżyć przygodę? – nastolatek uśmiechnął się – Ja mam to samo! Też
ciężko mi w to uwierzyć. Mamy przyjść do profesora i porozmawiać. Wydawał się
całkowicie poważny, kiedy o tym mówił. Myślę, że to wszystko może być prawdą.
Nastąpiła
chwila ciszy.
-
Poza tym, fajnie będzie podróżować razem. Będziemy zdani tylko na siebie.
Będziemy żyć z dala od tego miasta, znajomych. Będziemy, jak dorośli, tylko, że
z misją – próbował dodać jej otuchy brunet.
-
Ta, pięknie. Spać na gałęziach, czy kamieniach, jeść suszone mięso, rozpalać
ogniska, pewnie chronić się przed różnymi niebezpieczeństwami, kąpać się raz na
miesiąc i ratować ci życie. Pięknie – powiedziała z ironią dziewczyna.
-
Ratować MI życie? – Dev zdawał się być bardzo oburzony – To raczej ja będę
ratować twoje, Hyaci. Przecież to ty zawsze pakujesz się w kłopoty! – zaśmiał się,
a dziewczyna uderzyła go lekko w ramię.
-
Ej! Nie zawsze! Tylko… Czasami. Eh, nieważne. I tak się cieszę, o ile ta cała
wyprawa jest prawdziwa, że będę podróżować z tobą – Rika zaczęła mieszać łyżką
zupę, kompletnie nie patrząc na przystojnego chłopaka, siedzącego naprzeciwko.
-
Naprawdę?
-
No wiesz… Oczywiście, że wolę ciebie, niż tego idiotę Quina.
Devin
w pierwszym momencie pomyślał, że to jakiś znak. Że może jednak Rika czuje do
niego to samo, ale druga odpowiedź zbiła go z tropu. Okazało się, że po prostu
jest lepszy, niż inny chłopak. Nie wiedział, jak blisko był prawdy. Hyaci nie
umiała wyznawać tego, co czuje i zawsze rezygnowała. Sama z resztą nie miała
pewności, co to za dziwne uczucie, które nie dawało jej spokoju od kilku
tygodni. Nasilało się, kiedy Devina nie było w pobliżu. Nie widziała, żadnego
zainteresowania z jego strony, więc ona sama nic nie robiła. Nie chciała, aby
ich przyjaźń się skończyła przez to dziwne uczucie. Wolała zaczekać. Upewnić
się, że Dev myśli o niej tak, jak ona o nim.
-
Mhm – mruknął chłopak – Zaraz będą eliksiry z Ulescą. Powinniśmy już iść –
wyglądał na dość zawiedzionego, ale błękitnooka dziewczyna tego nie zauważyła.
Odnieśli
nietknięte jedzenie i w całkowitej ciszy udali się do następnej klasy.
Pogrążeni we własnych myślach, ponownie, nie skupiali się na prowadzonych
zajęciach, ale myśleli o sobie, profesorze i czekającym ich zadaniu. Żadne
jednak nadal nie mogło w to uwierzyć.
A
słońce spokojnie świeciło na bezchmurnym niebie.
***
CZYTANIE = KOMENTOWANIE
Witam!
Kolejny post, kolejne wprowadzenia... Mam nadzieję, że wszystko w miarę przejrzyście opisałam :)
Wiem, że nie jest to szczyt moich możliwości, ale i tak pisze mi się dużo lepiej niż na początku. Obiecuję, że kolejne rozdziały będą coraz lepsze i pewnie dłuższe.
To tyle z mojej strony.
Pozdrawiam Was gorąco i zachęcam do komentowania i obserwowania.
Pozdrawiam Was gorąco i zachęcam do komentowania i obserwowania.
Ah, no i jeszcze spamujcie trochę swoimi opowiadaniami, bo nie mam za bardzo, co czytać :D (oczywiście w zakładce SPAM).
Naprawdę świetne opowiadanie :3 Będę tu wracać.
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Blog Award:
http://skazani-na.blogspot.com/
Pozdrawiam,
Atti.
Opowiadanie do dopracowania - głównie jest to kwestia odleżenia i ponownego przeczytania, powiedzmy, po tygodniu. Ale nie zmienia to faktu, że sam pomysł jest ciekawy i jeśli będziesz o niego dbać, czytelnicy znajdą się sami. A małą ilością komentarzy się nie przejmuj - to normalne. Rzadko komu chce się pisać.
OdpowiedzUsuńSama chciałaś (hah!), więc pozwolę sobie zaprosić na Piach. Całą reklamę wrzucam do spamu.
Pozdrawiam i życzę powodzenia!
PS. Ujęły mnie "latowieki" :).